Taaa...
- Auto skrzeeek przyiiiiispieszony trzask! do Bartoszyyyyyyyyy... stoiiiii na stanowioiioiiiii trzetrzask!
Głos mam jak dzwon. Odjazd mogę podawać ze składem na 15 wagonów. No chyba że ma krtań odmówi współpracy. I właśnie wtedy uruchamia się tryb megafonowy. Za licho nie idzie zrozumieć o czym ja gadam. Nazwijmy to po imieniu:
Dola pedagoga.
Placówka przedszkolna nieopodal WAT-u na stołecznym Bemowie. Podwórko standardowego gabarytu, ⅕ hali głównej Centralnej. Na drugim krańcu gnojek zaraz sobie łeb rozwali.
- MIŁOOOOOOOOOSZ!!!
Udało się. Traf chciał, że w tym momencie przechodziło obok dwóch oficerów.
- O kur#a... - stwierdził z uznaniem słysząc mnie.
Ale na tym nie koniec.
Po drugiej stronie budynku podwórko sporych rozmiarów. Można się nabiegać. Ale że ciotka Oelka stwierdziła, że zażywających wolności Żabek (cały plac był tylko ich) ścigać nie będzie.
- ŻAAAABYYYYY! ZBIERAMY SIĘ! JEDEN! DWA! - zaczęłam się rozkręcać.
- TRZYYY! CZTERYYYY! - odezwał chór głosów chorążych na WF-ie na pobliskim stadionie.
- PIĘĆ! - nie traciłam fasonu.
-SZEŚĆ...
I tak zespołowo dzieci zostały zagnane do szatni. Jest moc.
A z nią zapalenia krtani. A myk tkwi w mówieniu z przepony. Działa. Przez ostatni miesiąc udaje mi się przekrzyczeć ponad setkę wychowanków. Udawało się, bo przybył czas, że stare dobre J04.2 upomniało się o mnie. Ale co tam! Piszcząc jako ten tytułowy megafon darłam ryja na dniu dziecka.
Na drugi dzień laryngolog. Miałam milczeć, a i tak przegadałam z kobietą dobre pół godziny. Miałam oszczędzać głos.
Swoją drogą... Czasami warto huknąć. Cały wkurw zamienią się w powietrze i moc przepony.