niedziela, 12 czerwca 2022

Megafon

Możliwości ludzkiego głosu potrafią nieźle zaskoczyć. Z początku drzemy ryja, szepczemy, mówimy. Zakres usług wokalnych gotowy do działania.

Taaa...

- Auto skrzeeek przyiiiiispieszony trzask! do Bartoszyyyyyyyyy... stoiiiii na stanowioiioiiiii trzetrzask!

Głos mam jak dzwon. Odjazd mogę podawać ze składem na 15 wagonów. No chyba że ma krtań odmówi współpracy. I właśnie wtedy uruchamia się tryb megafonowy. Za licho nie idzie zrozumieć o czym ja gadam. Nazwijmy to po imieniu:
Dola pedagoga.

Placówka przedszkolna nieopodal WAT-u na stołecznym Bemowie. Podwórko standardowego gabarytu, ⅕ hali głównej Centralnej. Na drugim krańcu gnojek zaraz sobie łeb rozwali.
- MIŁOOOOOOOOOSZ!!!
Udało się. Traf chciał, że w tym momencie przechodziło obok dwóch oficerów. 
- O kur#a... - stwierdził z uznaniem słysząc mnie.
Ale na tym nie koniec.
Po drugiej stronie budynku podwórko sporych rozmiarów. Można się nabiegać. Ale że ciotka Oelka stwierdziła, że zażywających wolności Żabek (cały plac był tylko ich) ścigać nie będzie. 
- ŻAAAABYYYYY! ZBIERAMY SIĘ! JEDEN! DWA! - zaczęłam się rozkręcać. 
- TRZYYY! CZTERYYYY! - odezwał chór głosów chorążych na WF-ie na pobliskim stadionie.
- PIĘĆ! - nie traciłam fasonu.
-SZEŚĆ...
I tak zespołowo dzieci zostały zagnane do szatni. Jest moc.
A z nią zapalenia krtani. A myk tkwi w mówieniu z przepony. Działa. Przez ostatni miesiąc udaje mi się przekrzyczeć ponad setkę wychowanków. Udawało się, bo przybył czas, że stare dobre J04.2 upomniało się o mnie. Ale co tam! Piszcząc jako ten tytułowy megafon darłam ryja na dniu dziecka.
Na drugi dzień laryngolog. Miałam milczeć, a i tak przegadałam z kobietą dobre pół godziny. Miałam oszczędzać głos.

Swoją drogą... Czasami warto huknąć. Cały wkurw zamienią się w powietrze i moc przepony.


wtorek, 24 maja 2022

Perfekcjonizm...

 ...kiedyś mnie zajeździ.

Popatrzyłam sobie w odmęty internetów, swoje zeszyty, dokumenty i czort wie co jeszcze. 

Oelko, zapuściłaś się w sprawach twórczych. No dobra, w literacko totalna niemoc, ale chociaż plastycznie się obudziłam. Cuda, panie, cuda! I tak, do rysowania kolejowych dyngsów nadal mam blokadę (gorzej jak z twarzami 😆), pozostałe tematy mają się całkiem nieźle. 

Uwaga, będę się chwalić!!!

Trochę kwiatów, nawet jeśli powodują odruch wymiotny.

Kitku.


Spalona żarówa 🙃

I kawałek nokturnu.

A następnym razem będzie coś kolejowego 🙃

sobota, 31 marca 2018

Opowieść tkana wieczorami cz. I

Wstęp.
Wchodząc w świat kolei mimowolnie akceptujemy jej postrzeganie świata. Z poziomu dwóch stalowych szyn, które pędzą ku horyzontowi, a nawet i za jego granicą zdają się nie mieć końca. Skoro udało się jej złapać nas w swoje sidła, musieliśmy ją pokochać. Każdy na swój sposób, acz charakterystyczny w jednym punkcie: Demon Ruchu wchodzi w strukturę ludzkiego bytu... Czy dacie się zatem porwać w wir? Czegoś z pogranicza metafizyki i nieznośnego bytu?

I.
Kap... Kap... Kap... Strużka deszczu spływa po przemoczonych włosach, delikatnie łamie się jej szlak na kościach policzkowych, by wreszcie mogła zginąć za kołnierzem. Nie widać nic, na takim odludziu latarń nie ma co się spodziewać. Noc. Jej nie da się zbadać rozumem, jej znakiem szczególnym jest wzmożona gadanina uczuć. 
Chrzęst. Ostry i toporny. Znany jak poranna pajda chleba z masłem... Z każdym krokiem staje się co raz bardziej natarczywy. Wtóruje mu głuchy odgłos drewna. Czasami cichną, w tej pauzie słychać jedynie oddech i kolejne krople spadające na kołnierz. 
Szum. Tak cichy, że aż niezauważalny. Świadczy tylko o jednym - gdzieś czai się materia nieożywiona, w którą duszę tchnęła ludzka ręka. Metaliczny klang. Już czas, by buty oczyściła trawa. I znowu chrzęst.
W ciemności wybija się światło. 
Syreny potężne jak okrzyk gromu.
Jeden długi sus.
Trzask zamykanych drzwi. 
Znajome twarze i pochylona nad księgami sylwetka. Sami swoi. 
Depo.

Pr, 10 października A.D. 2016 

  • 2016-10-10 23:33

Stalowy czyściec

 Oczy bystre, strzelające po bokach, by nie wpaść pod koła lub ręce SOK-isty. Nogi przeskakujące nad szynami, ocierające się o krzewy, uciekające przed własnym przeznaczeniem. I serce tłukące się w piersi w rytm ciężaru towara.
I na moment nastaje lekka cisza, muskana syrenami z oddali.
Duch ulatuje ku światłu zieleni, wydobywającemu się z ciemności. Chwilę później sztreka zaczyna gadać szumem, a niewiele później za smyczkiem ciężar kół znów pędzi przez czasoprzestrzeń.
I dalej, dalej, dalej!
Z wiatrem we włosach, muzyką stali, pędź duszo ku dalekim światom, wiedziona srebrem, okraszana światłem semafora! 
A potem tylko kropelki rosy wygrywają niespokojną nutę na drutach telegrafu, milknąc za hałasem pociągu znikąd... 
   I przed czym człowiecze uciekasz? Gdzie rytm biegu przeistacza się w rumor kilkusettonowego monstrum? Dlaczego to robisz? Dlaczego ciepło krwi zamieniasz na gorąc metalu? Cóż ci u diabła strzeliło do łba, by próbować? Zamiast walczyć, szukasz zguby… 
   W ciężarze rytmu i basie syren staje w torze postać z rozwianymi włosami. Nie szuka już życia, lecz złączenia z innym jestestwem. Więc nie przejdzie na drugą stronę, Naczelnik nie pozwoli odpocząć. Będzie szargać w ogniu wyziewów i woni spalin. Będzie tłuc się niespokojnie w metalowym sercu, gonić niedościgniony czas, który stanie się wyznacznikiem jej doli. Będzie świadoma swego położenia i nie zapomni kim była. 
   Łomot kół i krzyk przerażonego człowieka. Wycie syren i pisk maltretowanej stali. Tego chcesz, o piękna, o dumna i niepokorna istoto? Czy tego pragnie twa dusza? 
   Wiatr krzyczy z burzą, spycha ze srebrnych nici ułożonych na drodze, ona jednak nie poddaje się sile natury, nie słucha zawodzenia Anioła Stróża. Rozkłada ręce i odchyla głowę, by połączyć się ze stalą. Nie pomoże już nic. I zostanie tylko ulewa zmieszana z piaskiem, rdzawy ślad na czole i niedopowiedziana śmierć. Śmierć? Nie. To nie było tak. Przerażony człowiek biegnie z latarką wzdłuż składu, opierając się żywiołowi i szuka, szuka, szuka… Może jednak wiatr zdmuchnął ku brzegom. Nie… Z szeroko otwartymi oczami patrzy w nieboskłon pokryty czernią, przetykany nićmi błyskawic. Ciało poskręcane w dziwnej pozie nie mówi już nic. 
   W ryku spienionej wody i wściekłości burzy, kuli się człowiek wewnątrz stalowego kolosa. Tłumiąc wszystko co ma w sercu prosi o pomoc. Nie dla niej, dla siebie.
− Coś ty najlepszego zrobiła… − szepcze zaciskając powieki. 
   Radio skrzeczy, trzeszczy wraz z gniewem niebios. Rzeczywistość ginie w ulewie i krzyku duszy wewnątrz stalowego kolosa. Więzienie? Kara? Czyściec? Nie.
To druga szansa.

Na granicy bytów... A. D. 2015 3 XII

  • 2015-12-17 20:27

PPP - wszystko co w pacjencie...

 Pierwsza pomoc przedmedyczna. Temat rzeka, ale wcale nie taki nudny. Nawet moje palce zaatakowane przez krwiożerczą tarkę i własną prywatną cholerę, potwierdzają, że działania ratunkowe mają to coś. Tak czy siak, student na zajęciach będzie robił wszystko, oprócz tego, co trzeba. A w notatkach lądują mądrości wykładowcy. No to jedziemy z tym koksem :P

„Zajęcia będą wam wchodzić do głów jak… czopek! Nie zaśniecie.”
„Mi nie przeszkadza strój elegancki, po 20 latach na karetce wszystko widziałem. Nie mniej, jestem lesbijką i bardzo lubię panie.”
(Jak ma się szanowna ferajna ubierać na ćwiczenia z pozycji ratowniczych…)
„Wszystko, co w pacjencie – należy do niego. Jak mu grabie wbili, to zostawiamy. Bo zgodnie z zasadą, co w pacjencie…”
„Nie próbujcie mówić racjonalnie do pacjenta, który jest na adrenalinie! Taki gość nic nie skuma! Ze średnio ogarniętego faceta nagle macie upośledzonego w stopniu lekkim. Z tego mamy równanie adrenalina = -50 IQ.”
„My tu gadu-gadu, a dyskoteka płonie…”
„Nie palić, nie ćpać i przychodzić w miarę trzeźwymi na zajęcia.”
„Niech się nikt nie obraża, będziemy się wyrażać na zajęciach. Jeśli kogoś wku*wia przeklinanie, niech przywyknie, pacjent nigdy nie przebiera w słowach. A zwłaszcza na mocnej adrenalinie.”
„Dzieci kochane – przeklinamy. Lepiej rzucić kilka k i ch niż przywalić osobie, która akurat stoi obok.”
„Testosteron + adrenalina = świniobicie”
„Nie dyskutuj z człowiekiem na wysokiej kur*ie.”
„Jest niebezpiecznie? Wiać! I wzywać pomoc ze strefy bezpiecznej… Jeśli lata po sklepie pan w turbanie z maczetą, wiej i nie ładuj się w sam środek akcji.”
„Jesteście z dzieciakami? Najpierw one, bo może się skończyć źle.”
„Ucierpiał przy udzielaniu pomocy? Działał jako funkcjonariusz państwowy – renta mundurowego się należy.”
„Ona reaguje jak mój zaprzyjaźniony kot…”
(o reakcji koleżanki na hasło „wycieku z pacjenta”)
„Róbcie sobie sweet focie, róbcie samochodom, dzieciom, żebyście mieli dokumentację w razie ewentualnego przesłuchania na komendzie.”
„Ratuj, rąb, wybijaj szyby, tnij ubranie – wojewoda płaci!”
(o ewentualnych stratach podczas akcji ratowniczej)
„Trzymanie teściowej za szyję przez 15 minut, żeby uśmierzyć jej kaszel, to nie jest pierwsza pomoc!”
(o tym, jeśli w trakcie zejdzie nam pacjent)
„O ku*wa! Mój nowy płaszczyk!”
(o urazach psychicznych w trakcie wypadków i ratowania, a także narządach na ubraniach)
„Dzieci pedagogów są najbiedniejsze…”
(co prawda, to prawda…)
„Najważniejsza zasada: mieć oczy i uszy wyczulone jak sonar. Najpierw sprawdzamy czy nas prąd/gaz/jakaś inna cholera nie zabije. Następnie patrzymy od kogo możemy dostać po ryju, w razie czego możemy walić na odlew, przecież działamy jako funkcjonariusz publiczny. W dalszej kolejności sprawdzamy, który pacjent wymaga najpilniej pomocy, wcale nie ten, który najgłośniej drze papę. Nie narażamy się na niebezpieczeństwo i nie wskakujemy za klientem do szamba. A w międzyczasie zabezpieczamy miejsce zdarzenia. Żeby nie polec na słynnym polu CHAŁY!”
„Schemat postępowania ratowniczego jest prosty. Oddech. Jak go mamy, sprawdzamy wycieki, bo co w pacjencie… Kości miejcie w poważaniu, chirurg to poskłada, jeśli unormujemy pierwsze dwa punkty.”
„Gaśnica, jak sama nazwa wskazuje, służy do wybijania szyb.”
„Bar mleczny Biedronka polecam na Grójeckiej. Tylko trzeba torebek pilnować!”

  • 2014-10-11 20:08

Nici z szyn utkane w mieście nimi pisanymi

 Miasto utkane z szyn. Utkane ze srebrnej materii i bieli chmur. Miasto malowane światłem latarń, ludzkich oczu, reflektorów maszyn. Miasto przedziwne, bo na wpół umarłe… Dlaczego? Pięć wiorst na wprost, to niedaleko, a całkiem inny świat. Skrzypienie schodów i stukot obcasów na nielakierowanych stopniach. Prosta poręcz zabezpiecza przed upadkiem w głąb. Niezmącona cisza wita wraz z chłodem wieczoru. Zaprasza w podróż, przedziwną, bo w materię minioną, bez wyjaśnień, a jedynie w stanie rzeczywistym.
   Srebro prowadzi, gdzie ludzka noga dawno nie stanęła. Najpierw bruk, później szyny, a za nimi szum tramwaju ocierającego się obręczami o odbojnice. Dziwny pisk. Skrzypiec, które znają tylko wysokie tony, przewiercające umysł. Po chwili stapiają się w całość, rytm nadaje stukot kół na złączach. Echo sprzed stu lat. Zwariowany świat!
   Miasto utkane z szyn. Utkane z pracy rąk ludzkich. Historia utkana nićmi wielu istnień funkcjonujących w oparach kręgu zamkniętego za ozdobną bramą… Ona jedyna przetrwała i świadczy o minionym. Wystarczy przystanąć i jej dotknąć. Będzie snuć swą opowieść, jak wiele rąk chwytało subtelne zdobienia, jak wiele nóg przeszło jej granicę. Zna ciepło ognia, pary i milionów iskierek wydobywających się spod kół, w mieście utkanym z szyn. Spowita mrokiem stopniowo traci swą urodę, to co było za nią przestało istnieć. I tylko czasem spoziera na ocalone domy z czerwonej cegły. Tak… One ostały z zagłady czasu, drzemią czekając na nowe. Nie dla nich dzisiejszy szum, chcą wrócić do tego, co umarło. To, co w nich teraźniejszość zaszczepiła nosi imię marazmu. Bo nić życia przestała tkać razem z szynami i puchem pary. Odeszli ludzie. Odszedł gwar i radość. Zostało tylko dziwne uczucie pustki i odrealnienia.
   Do miasta utkanego z szyn czasami powracają dawni mieszkańcy sprzed stu lat. W tej dziwnej nocnej ciszy usłyszą każdy szept, a sami niemymi wargami wykrzyczą w żalu „zwariowany świat!”… Bo cóż zastali? Rzeczywistość wyjętą z praw logiki, która ma się nijak z ich marzeniami i dziełem, które pozostawili. Odebrano nitki pracy, dolę miasta zapisaną w kobiercu historii muszą tkać szyny, światła tramwajów i najmniej trwałą poświata neonów.
   Oczy nawet nie chcą spoglądać na niszczejącą urodę kamienic. Tam, w bramach dzieją się cuda, o których śnić można jedynie po wypiciu bliżej nieokreślonego alkoholu piwnicznej produkcji. I cóż, że tracą wzrok? Daremna szukać tego, na co można by popatrzeć. Nie ma rąk, nie ma ludzi, nie ma nitek…
   W półmroku, w wyszlifowanych główkach przegląda się na wpół umarłe miasto. Kolory uciekają przed nocą, a wtedy oblicze staje się obrazem umęczonej duszy. Krew. To ona przenosi życie, napędza je. Potrzebują się, bo jedno bez drugiego nie będzie istnieć. Z każdą krwinką pojawia się nadzieja, a nuż uda się pokonać zmorę tego grodu z rzekami ukrytymi pod powierzchnią ziemi. A przecież tyle lat tak pięknie żyło.
   Noc pokazuje prawdę o mieście utkanym z szyn. Z czarnej masy wyzierają iskierki oczu i świateł. I cóż z tego, że nie pasują do tego zabieganego świata? Niech będą materią XIX wieku, przecież wtedy rodziło się, osnute pieluszkami pary wodnej i dymu. Każdy przecież zaczynał od ziarenka pyłku, nitki, najdrobniejszej monety, pomysłu, który przecież był nierealny, a jednak zamienił się w cegłę, pręt, parę, stukot kół… W contrze do marazmu stoją marzenia, które będą silnymi, jeśli ręka przerysowanej rzeczywistości nie odetnie im skrzydeł.
   Piski kół, melodia życia, przeciągłe syreny gdzieś z szerszego toru niż tramwajowe. Może to chociaż obudzi miasto utkane z szyn?
Łódź – Pruszków, A.D. 2014, 21 września

  • 2014-09-22 00:42

Ty zgago pierońska, modernizacjo zakichana!

 Była filozofia, czas na rzeczywistość. Jak gdaczyć, to gdaczyć, nie mam zamiaru się w tej materii ograniczać z przyczyn naturalnych i obiektywnych, gdyż nie jedna dusza podziela moją opinię na temat tej pierońskiej modernizacji. Dotarła zmora nieczysta i w mój kawałek czasoprzestrzeni, mąci przeokropnie, nerwy psuje aż niemiło. Ostatnimi czasy nawet czarny humor szlag trafił. Bywają dni, że już – już chcemy otwierać szampana i fetować dzień bez utrudnień, ale jak to bywa, wieczorem zawsze coś się musi rypnąć. Ale od Adama i Ewy.
   Mamy dwa układy – podmiejski (4 i 3) oraz dalekobieżny (1 i 2). Od tego musowo rozpocząć. Ceregiele zaczęły się od remontu „jedynki”. Rozbebeszyli, zerwali tor aż po świętą ziemię, przekopali, rychtowali, kombinowali, dawali do wiwatu i tak dobre kilka miesięcy się certolili. Jako że jednotor, wpuszczali część składów na układ podmiejski. Zaczęło się gderanie, a że się opóźniają osobowe, a że przelatuje przez peron na pełnej mocy, a że nie widać, a że to, a że tamto. Ile było tłumaczenia, ile gadania o nieprzekraczaniu magicznej żółtej linii, słuchaniu zarówno megafonów jak i patrzenia dalej niż na ekranik telefonu, bo inaczej zdmuchnie cię pod koła baranku i nie będzie czego zbierać (zadziałał dopiero argument, że w peronach jest przysłowiowe sto, doraźnych brak). Uch! Przeżyliśmy to, mimo kwadransowych opóźnień (zjazd z dalekiej na podmiejską, odkręcenie blokady i kilka innych pierduł). W przysłowiowym międzyczasie stawiano bramki do podwieszenia sieci trakcyjnej, co wiązało się z weekendowym ruchem po jednym torze. Postawili, wrócilim do normy. Kolejnym powodem do nerwów są ekrany przy szlaku. Nosz kurdabalanc! Nie ma nic bardziej męczącego niż jednostajna, zielona ściana tuż przy oknie. Spacerniak, jak babcię kocham! To jak z jazdą na autostradzie, monotonia, monotonia i głowa sama się kiwa, aż nie zaśnie. Wiedenka zdążyła wrosnąć w koloryt okolicy. 170 to chyba wystarczający czas, aby kilka pokoleń przestało zauważać, że coś tam jeździ, coś tam trąbi. Kasa leci, ja szaleję. Po tym, jak zobaczyłam Jesionkę (takie sioło za Dżyrandolem w stronę Skier, ostatnie z ziemnymi peronami po trasie) obwarowaną tym tałatajstwem, doszłam do wniosku - świat się kończy, na czas podróży środki nasenne i broń Boże nie patrzeć w okno, bo się zdołuję spacerniakiem. Upłynęło nieco wody w rzece Utracie, ZTM i KM szumnie ogłosiły: od 22 maja jeździcie po jednym torze. Tradycyjnie obsuwa wyniosła kilka dni, bo pajęczaki (panowie energetycy znaczy się) z czymś tam nie zdążyli. Plan ambitny mają, bo podwieszenie nowej sieci trakcyjnej i fizyczna likwidacja starych słupów. Tor nr 3 wyłączono z ruchu. I się kurna rozkręciło na dobre... 
- Ile k##wa można stać pod Włochami?!
- J###ć PKP!!!
   Zaczyna się niewinnie od dyskoteki na semaforach. Pokazuje to jakieś dzikie węże, nie wiadomo po cholerę i co znowu nawaliło. Raz czy dwa się pokaże i zniknie. Ziarno zostało zasiane. Ale z czasem…
- Gdzie ten cholerny pociąg?!
- Pociąg osobowy z Grodziska Mazowieckiego do Warszawy Wschodniej przybędzie z opóźnieniem około dwudziestu minut!
- Pi*****na kolej! Znowu coś się zj****o!
   To tylko próbka tekstów przemieszana z komunikatami megafonowymi. 
   I tak mogłabym mnożyć i mnożyć, i mnożyć, i mnożyć... Jednotor jest równoznaczny ze świętym przestrzeganiem rozkładu, pilnowaniem czasu oraz stawaniem na rzęsach w celu utrzymania przepustowości. Dobrze, że jedynkę daleką wreszcie zrobili, to chociaż do Mafiozowa jest święty spokój. I wszystko by się wzorowo zgrało, dośpiewało, gdyby nie urządzenia sterowania ruchem. Nie ma dnia, żeby coś nie padło. A przez radio, niczym mantra płynie stała gadka ze zmiennymi częściami:
- Rozkaz pisemny "S" dla pociągu.... działka [i tu jej nr w zależności od poziomu burdelu]...
   Na chaos składają się stałe części, rozumiane pod zdechłą samoczynną blokadą liniową (lub mecyjom jej podobnym), telefoniczne zapowiadanie pociągów, wypuszczanie czegokolwiek w odstępie co kwadrans, ciągłym dyktowaniem rozkazów, warunkami atmosferycznymi, a także licho raczy wiedzieć co jeszcze. Rozkład jest napięty jako ten postronek, na którym uwiązany jest rozjuszony byk, no ale. Najczęściej kończy się to następującą sytuacją (zaznaczam, że nie było dnia bez kaprysów srk): od dwudziestu minut kwitnie osobowy do Grodziska pod semaforem we Włochach, bo z przeciwka nie przyjechały jeszcze Skierniewice, gdyż padła blokada i musiały poczekać swoje, aż do posterunku dotrze SKM do Otwocka. Oczadzieć idzie. Gdy te dwa padalce przejadą, dopiero wtedy można wjechać na czwórkę i też z podyktowanym rozkazem. Chyba dalej tłumaczyć nie muszę. Ilekroć któreś z nas opublikuje informacje o utrudnieniach, zawsze się zastanawiamy, kiedy polecą pierwsze gromy. Magia kolei... Czekamy cierpliwie na przewieszanie sieci na czwórce podmiejskiej. Promyczkiem nadziei jest ZS1 (dla mieszkańców Mafiozowa) oraz pociągi przyspieszone, które zjeżdżają na układ dalekobieżny i od Bździnowa zatrzymują się dopiero na Zachodniej. Wszystko to uzupełnia KolMazowa komunikacja zastępcza. Kolejka WKD jak zawsze pełni honory najznamienitszego koła ratunkowego. W sumie nie pamiętam, kiedy ostatnio normalnie wracałam do domu, bez stania w polu lub latania za autobusem. Moderno, giździe pierunowy...
   W tym wszystkim jeszcze muszę naukowo działać. Bogowie! Chce wakacji i świętego spokoju!!!

  • 2014-06-10 23:24