Miałem siedem lat, gdy usłyszał o mnie świat
W mym pokoju wisiał plan.
Kumpel książki dał, usłyszałem dzwonka szał
I nie mogłem w nocy spać.
Wiatr szkolnictwa wiał, darowano reszty kar,znów się można było śmiać
W gimnazjalny gwar jak tornado Giertych się wdarł
I ja też chciałem wiać.
Jurek, Bóg wie gdzie, pałki nam postawił dwie,
Mnie dostało się w zadok.
Z kucia został wiór, z matematyki znikł zbiór,
I poznałem, co to pas.
Opracowań szał, każdy z nas ich 500 miał, zamiast nowej pary jeans.
A w środową noc była gegra, matma, WOS,
Jakże się chciało spać!
Było ich trzech, w każdym z nich inna krew,
Ale jeden przyświecał im cel.
W te kilka lat mieć u stóp każdą z klas, Pierwszaków w brud.
Herbatki łyk i dyskusje po świt
Rada pedagogiczna wciąż trwa.
Ktoś dostał w nos, to popłakał się ktoś — coś działo się!
Połączyła nas, Pani Pelczar piękna twarz, każdy by się zabić dał.
W pewną klasówkową noc przytuliłem gębę w koc
I dostałem to com chciał.
Powiedziała mi, że kłopoty mogą być,
Ja jej, że to nic.
Koniec roku już, nos ubrudził z książki tusz,
Muszę zdać komisyjny.
2008-10-09 18:15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz