Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

MKol

Los znów się uśmiechnął. W piątek miałam okazję poznać nowego MK. Radocha nieprzeciętna, chociaż dzień nie był najpiękniejszy. Laska z francuza... mało toto przyjemne, ale cóż, taki żywot uczniaka, nie spełniłam normy 50%. Postanowiłam  ulżyć sobie i odreagować szkołę. 
   Przez całą drogę do Pruszkowa rzucałam w myślach niezłym "mięsem". Po 20 minutach jazdy w "puszce z sardynka mi po konduktorsku", powędrowałam na szlak. Z peronu w postojowe SKM-ki, a dalej w stronę nastawni. Tradycyjnie polazłam żeberkiem. Nadjechał kibel, no to myk, focimy. Mechanik miał kwaśną minę, ale jeśli tak zaczyna się moje focenie, znaczy się dalej będzie bosko. I rzeczywiście. Dochodzę do "mojej miejscówki" a tam stoi jakiś chłopak, który strofuje moją koleżankę. Poszłam kilka metrów dalej, po co mam przeszkadzać. Narychtowałam aparat i czekam, jednocześnie obserwując nieznajomego. A ta menda celuje we mnie aparatem... o co mu biega?! No tak, następny, co nie widział focącej dziewczyny. No nic. Od strony stolicy wynurzyła się zieloniutka Siódemka. Patrzę w bok i nie mogę dać wiary własnym oczom, ów Homo Sapiens także foci ową ślicznotkę. Albo sobie robi jaja, albo faktycznie MK, albo licho wie, grunt, że foci zawzięcie. Po kwadransie wzajemnych obserwacji, podbiega w moją stronę koleżanka i ciągnie w stronę kolegi. No to nadeszła chwila prawdy... Tradycyjnie przywitanko i seria pytań, czy ja aby na bank focę przejeżdżające pociągi, czy koleżanka specjalnie poprosiła mnie, żebym to robiła (tak dla picu). Ot wymyślił. Zaczęłam mu tłumaczyć, ale koleś jakoś nie wierzył. Wystarczyło, że nadjechał dalekobieżny. Lawina słów z serii: epoka, przelotka, wjazdowy, kibel, zwrotka, rozwiały wątpliwości. Kuba okazał się całkiem fajnym ziomkiem. Rozmowa jakoś sama się potoczyła. Patrycja tylko stała i wznosiła oczy do nieba. Ej no! Dwa MKole się spotkały, to muszą się nagadać, nie? Gdy foci się "stadnie" jest większa szansa na koncerty Rp1. I faktycznie, prym znów wiedli Mechanicy KM ;) Momentami wyłam ze śmiechu, nie dość, że melodie bardzo spontaniczne, to w dodatku dwie baby stoją przy szlaku (w tym jedna focąca), co wzbudza jeszcze ciekawsze reakcje. Podczas dłuższych przerw między pociągami robiliśmy różne rzeczy, np. jeden kamyczek tłucznia wylądował na szynie. Ok, dobra, dobra, nigdy więcej. Gdy EPoka wjechała na szpindla (jest remont rozjazdu na Józefinowie, więc dalekobieżne jeżdżą torem osobowym, w stronę Wa-wy) gibnęło nią dość mocno, a ziemia zadrżała pod naszymi stopami. Sprawdziliśmy co z szyną. Niby nic, ale na "główce" powstały małe guzki. Postanowiłam, że mąki na torach nie będę robić, szkoda resorów w lokomotywie. Fociliśmy prawie do 17, a potem marsz do domu. 
    Zaczęło się paskudnie, skończyło się pięknie :D


2009-05-11 20:55

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz