Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

(*) dziękuję Tato...

Może trochę uspokoiłam się (łatwo mówić po zaledwie trzech dniach), a może po prostu weszłam w fazę "wszystko będzie ok, nie płacz". Tak teraz patrze na to życie, na ten świat i dochodzę do wniosku, że każdy oddech jest cudem. Jak słowo daję. Każda chwila, każda sekunda to jest cud. I teraz dalej trzeba żyć. Chociaż boli i pali, chociaż nie daje powodu do tego, aby wstać rano z łóżka, ogarnąć się i coś zrobić. Nawet jeść mi się odechciało, żołądek stał sie supłem, a najgorsze przede mną - oddać Go ziemii... Stan zawieszenia, bo już odszedł do Najwyższego, a jeszcze tu jest. Boli... Mam nadzieję, że teraz gra w karty z dziadkami, albo analizuje wiersze z księdzem Twardowskim. Tylko czemu nas zostawił? Czemu pozostawił lukę i tak bez jakichkolwiek ostrzeżeń po prostu... Wylewam ból do sieci, jeśli to kogoś gorszy, przepraszam, ale jakoś tak. Tato był wielkim człowiekiem, a nie pragnął rozgłosu. Wszystkie prace naukowe, tyle poprawionych doktoratów, artykuły, rozmowy, wywiady, książki... Studenci Go uwielbiali, a teraz kto im będzie wyjaśniać zawiłości "Pateryka"? Kto będzie grał w domu na gitarze? Kto będzie razem z  nami śmiał się do rozpuku z prostych rzeczy? Kto w końcu da mi kopniaka przed egzaminem... To nie jest fair! Teraz zostały ubrania, książki i wspomnienia, czasem dobre, czasem szare. Ech... Opiekuj się nami Tato...

  • 2012-02-12 19:24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz