Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

Nici z szyn utkane w mieście nimi pisanymi

 Miasto utkane z szyn. Utkane ze srebrnej materii i bieli chmur. Miasto malowane światłem latarń, ludzkich oczu, reflektorów maszyn. Miasto przedziwne, bo na wpół umarłe… Dlaczego? Pięć wiorst na wprost, to niedaleko, a całkiem inny świat. Skrzypienie schodów i stukot obcasów na nielakierowanych stopniach. Prosta poręcz zabezpiecza przed upadkiem w głąb. Niezmącona cisza wita wraz z chłodem wieczoru. Zaprasza w podróż, przedziwną, bo w materię minioną, bez wyjaśnień, a jedynie w stanie rzeczywistym.
   Srebro prowadzi, gdzie ludzka noga dawno nie stanęła. Najpierw bruk, później szyny, a za nimi szum tramwaju ocierającego się obręczami o odbojnice. Dziwny pisk. Skrzypiec, które znają tylko wysokie tony, przewiercające umysł. Po chwili stapiają się w całość, rytm nadaje stukot kół na złączach. Echo sprzed stu lat. Zwariowany świat!
   Miasto utkane z szyn. Utkane z pracy rąk ludzkich. Historia utkana nićmi wielu istnień funkcjonujących w oparach kręgu zamkniętego za ozdobną bramą… Ona jedyna przetrwała i świadczy o minionym. Wystarczy przystanąć i jej dotknąć. Będzie snuć swą opowieść, jak wiele rąk chwytało subtelne zdobienia, jak wiele nóg przeszło jej granicę. Zna ciepło ognia, pary i milionów iskierek wydobywających się spod kół, w mieście utkanym z szyn. Spowita mrokiem stopniowo traci swą urodę, to co było za nią przestało istnieć. I tylko czasem spoziera na ocalone domy z czerwonej cegły. Tak… One ostały z zagłady czasu, drzemią czekając na nowe. Nie dla nich dzisiejszy szum, chcą wrócić do tego, co umarło. To, co w nich teraźniejszość zaszczepiła nosi imię marazmu. Bo nić życia przestała tkać razem z szynami i puchem pary. Odeszli ludzie. Odszedł gwar i radość. Zostało tylko dziwne uczucie pustki i odrealnienia.
   Do miasta utkanego z szyn czasami powracają dawni mieszkańcy sprzed stu lat. W tej dziwnej nocnej ciszy usłyszą każdy szept, a sami niemymi wargami wykrzyczą w żalu „zwariowany świat!”… Bo cóż zastali? Rzeczywistość wyjętą z praw logiki, która ma się nijak z ich marzeniami i dziełem, które pozostawili. Odebrano nitki pracy, dolę miasta zapisaną w kobiercu historii muszą tkać szyny, światła tramwajów i najmniej trwałą poświata neonów.
   Oczy nawet nie chcą spoglądać na niszczejącą urodę kamienic. Tam, w bramach dzieją się cuda, o których śnić można jedynie po wypiciu bliżej nieokreślonego alkoholu piwnicznej produkcji. I cóż, że tracą wzrok? Daremna szukać tego, na co można by popatrzeć. Nie ma rąk, nie ma ludzi, nie ma nitek…
   W półmroku, w wyszlifowanych główkach przegląda się na wpół umarłe miasto. Kolory uciekają przed nocą, a wtedy oblicze staje się obrazem umęczonej duszy. Krew. To ona przenosi życie, napędza je. Potrzebują się, bo jedno bez drugiego nie będzie istnieć. Z każdą krwinką pojawia się nadzieja, a nuż uda się pokonać zmorę tego grodu z rzekami ukrytymi pod powierzchnią ziemi. A przecież tyle lat tak pięknie żyło.
   Noc pokazuje prawdę o mieście utkanym z szyn. Z czarnej masy wyzierają iskierki oczu i świateł. I cóż z tego, że nie pasują do tego zabieganego świata? Niech będą materią XIX wieku, przecież wtedy rodziło się, osnute pieluszkami pary wodnej i dymu. Każdy przecież zaczynał od ziarenka pyłku, nitki, najdrobniejszej monety, pomysłu, który przecież był nierealny, a jednak zamienił się w cegłę, pręt, parę, stukot kół… W contrze do marazmu stoją marzenia, które będą silnymi, jeśli ręka przerysowanej rzeczywistości nie odetnie im skrzydeł.
   Piski kół, melodia życia, przeciągłe syreny gdzieś z szerszego toru niż tramwajowe. Może to chociaż obudzi miasto utkane z szyn?
Łódź – Pruszków, A.D. 2014, 21 września

  • 2014-09-22 00:42

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz