Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

Fizycznie

 Była zima, nie ma zimy, jest za to wszechobecna "breja dokolanowa". Jak tą papkę zmrozi w nocy to z rana można tańczyć "Jezioro łabędzie" na środku ulicy. W tej kwestii i stolica nie lepsza, także można wywijać piruety na lodzie i błocie. I jeszcze ta wszechobecna szaruga... Kurcza, już tak tej wiosny się chce...
   Weszłam do szkoły w stanie "półsnu". Schodzę do szatni, a tu koleżanka Agata wali z grubej rury:
-Siadaj Martuś! Jest poważny problem!
-Ktoś się zabił? Drugie piętro wyleciało w powietrze?
-Gorzej. - tu mnie usadziła na krześle - Chcą wywalić naszą fizyk.
-Co?!
-Taka jedna z drugiej klasy chce ją najzwyczajniej pod słońcem, nie wiem za co, przeprasza, udupić. Pisze petycję o zmianę fizyka. Jak każda klasa zażąda takiego czegoś, pani G. może wylecieć z roboty.
   Obudziłam się w jednej chwili. Owszem, nie raz, nie dwa, psioczyło się na nią, no ale żeby tak od razu z karabinu takiego kalibru walić? Gdy była u nas na godzinie wychowawczej dyrektorka, były postulaty o zmianę nauczyciela, jednak nie brałabym tego tak na serio. No nic to. Poszłyśmy na polski. Cała lekcja zeszła na gorącej dyskusji na trzeciej i czwartej ławce (rozmawiałyśmy we cztery bardzo cichutko). Doszłyśmy do wniosku, że taki numer nie może wchodzić w rachubę, bo nie dość, że trzeba się będzie na nowo "przystosować" do belfra, to jeszcze ta osoba nie umie uczyć i robi piekielnie trudne sprawdziany. Po lekcji zapytałyśmy się wychowawczyni, co ona na to. Nie pozwoli, żeby klasa indywidualnie napisała podanie. Tyle dobrego. W ciągu dnia część klasy zacierała ręce, że fizyce nam zmienią. Na przerwie obiadowej zaczęło się snuć linię obrony, aby jednak do takiego czegoś nie doszło. Bo biorąc to na logikę, co to da drugim klasom, że na te pół semestru zmienią im nauczyciela, a nam pierwszakom na półtora roku? Pytanie: czemu chcemy jej tak bronić? Po pierwsze: kobieta ma wychowawstwo, po drugie: jest w takim wieku, że o pracę będzie jej trudno (a do emerytury te kilka dobrych latek zostaje). PO TRZECIE: chyba jednak jej zależy na tej pracy, skoro dojeżdża prawie 100 km w jedną stronę, każdego dnia. Klasa pani fizyk nie chce zmian (to już pierwszy argument), spora grupa osób także tego nie chce. Mówi się, że nauczycielka strasznie krzyczy i opiernicza nas, ale jeśli ktoś się nie uczy, to do jasnej anielki, jak tu się nie denerwować? A jeśli ktoś pozwoli sobie na chamskie pyskówki, to już amen. I gdzie tu szacunek do własnego pedagoga? 
   Powiem więcej. Nasza fizyk wcale nie jest takim "potworem" za jakiego uważa ją część ludzi. Wręcz przeciwnie, można pogadać dosłownie na każdy temat. Sama o tym wiem. Gdy w połowie października wypaliłam coś nt. mojej kolejowej pasji, popatrzyła na mnie jak na kosmitkę. Później się przekonała, że to nie są żarty ;) Najbardziej lubię ten dziki błysk w oczach, gdy coś napomknę o "Flirtach". Wtedy rozpoczyna się dialog o "wiecznopsuju" i jego usterkach. Nawet dzisiaj na lekcji było tak, rozwiązujemy zadania, a pani G. szepce do Agaty (ta to dopiero uwielbia fizykę):
-No to teraz powkurzamy Martę. - i wyciąga plik fotografii... z wolsztyńskiej parowozowni. 
-A zobacz, co ja tu mam. - OL49. Oczy powiększają mi się do rozmiaru pięciozłotówek. 
-Zobacz, jaka piękna jest ta Helena! - o w mordę, chciałoby się rzec.
-A tutaj sama poezja: parowozownia w całej okazałości. - łup głową o blat. Słowo daję, lekcja była dla mnie dość zabawna (nawet ta dwója z odp. mnie nie zraziła). I jak tu nie lubić pani G. ???

2009-02-26 23:52

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz