Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

Szanujmy się, Miłośnicy...

Nie w mojej naturze leży, żeby nie tupnąć nogą i rzucić kilka wrednych słów. Szczególnie, gdy facet nie zna podstaw kindersztuby i ogólnej ogłady. Pieron jeden. Ale po kolei, czyli zaczynamy od kolei. Zdeklarowana MK jestem od drugiej klasy gimnazjum. Wcześniej byłam święcie przekonana, ze to jakieś totalne wariactwo, że powinnam się skierować na jakieś leczenie itd. Do mojego „pełnego” uświadomienia doszło w trzeciej klasie. Otóż informatyk nakazał nam zrobić prezentację na własny temat. Zdębiałam. No co ja mogę? O krowach (do dziś moje ukochane zwierzę)? Tak się na mnie klasa popatrzyła, puknęli się w czoło i chórem: o kolei. Jakem siadła… Wpadłam w jakiś niesamowity wir. Bo to, do czego aż serce się rwało, wcale nie okazało się szaleństwem, ale pasją. Najnormalniejszą pasją. Dryg do kolei miałam od zawsze. Dziecko lat może 1,5 wręcz błagało, żeby pójść na WKD (jak mi kto palnie że to „przerośnięty tramwaj”, ma w dziób!). Po przybyciu do Mafiozowa, Wiedenka, Wiedenka i Wiedenka. Mój ukochany świat. O wyprawach do MuzKolu nie wspomnę. Zaraz część społeczeństwa puknie się w czoło, że taka mała, a już napalona na 1435mm. A jednak. Coś w tym było, skoro od zawsze robiłam za kolejową informację i chodzący rozkład jazdy. No długo można opowiadać. Grunt, ze bzika mam od kołyski. Wracając do słodkich, gimnazjalnych czasów, zrobiłam prezentację. Starałam się brać własne materiały. Fakt, szukałam w sieci tego czy owego, ale to właśnie wtedy zaczęła się moja przygoda z fotografią. To był późny listopad. Stałam w strugach deszczu, czekając na jakikolwiek kibelek. Nie wiedziałam jak co się zowie, ale czułam, ze ciągnie mnie to. Prezentacja na bdb. Osnową była historia. Po łebkach i może momentami od czapy, ale jednak. Dumna byłam, gdy na odgłos silników wiedziałam co to za maszynka śmiga. W maju zaczęłam regularnie szlajać się po szlaku. Foto SKM w postojowych czyli EN57-1455 i jej siostrzyczka to moja duma. Wcześniej w wakacje jeszcze śmigałam, ale dawno już to opisałam ;) No nieważne. Tak zaczęłam przeglądać swoje zdjęcia i zastanawiałam się, gdzie by tu zacząć publikować. Wydawało mi się, że mam to i owo do pokazania, pomimo żem wtedy nie mogła zasłużyć na miano nowicjuszki, co najwyżej postulantki. Zaczęłam buszować po galeriach. Nawet wpadłam na jedną, piękna, soczysta kolorystyka i ta siódema w kwiatach. Myślę, coś dla mnie. A tu figa! Komentarze tak mnie zniechęciły, że skapitulowałam. Przecież zaraz bym się znalazła w jakimś albumie roboczym czy innym śmietniku. Odpuściłam. Aparat wrócił na miejsce, w szafce. Coś nadal pchało mnie na foty. Okazjonalnie, porywałam Małego Michała na fotki. On mnie wtedy uważał za bożyszcze… O raju… Zawzięłam się. Po próbie wrzucenia kilku zdjęć na bodajże OGK, czy coś w ten deser, odrzuceniu, wkurzyłam się nie na żarty. Co im kurna wadzi?! Że baba?! Dyskryminacja. Kurna, czy zaraz mam być gorsza? Porównywałam podobne zdjęcia, były gorszej jakości, a jednak przyjmowali. W końcu kanałami, gdzieś pod ziemią (nawet się nie przyznam jak głębokie były to kanały, bo w łeb zarobię), trafiłam na Tm7. Tak czytam na wejściu, nie ma ocen… To już pierwszy plus. Patrzę dalej… No nieeee… Nie jestem jedyna! Huraaaaaa! Kobitka admin. Poczyniwszy kilka głębszych westchnień do Dyspozytora wysłałam zdjęcia. I… Udało się. Fakt, kompresja, ale nie zostałam zjechana i zmieszana z błotem. Poczułam się doceniona. I nikt mi nie wytykał ile mam lat i kim jestem. I co najważniejsze: poczułam się bezpieczna. Trafiłam na grupę ludzi, którzy są przyjaźnie nastawieni do świata i nie robią szumu o jakieś defekty zdjęcia czy inne rzeczy. Jest równość, nie ma rang, panuje domowa atmosfera. Jakbym w kapciach siedziała wśród swoich ;) Intuicja mnie nie zawiodła. Ekipa zapewnie wie, co za iskry poszły swojego czasu :D Ale że jestem bardzo ciekawskie zwierzę, nadal obserwowałam to te czy inne strony. Kopara opadła mi do poziomu podłogi i długo nie mogłam się pozbierać. Wyrzucić jak z karabinu maszynowego defekty zdjęcia, nie powiedzieć, co by można podciągnać czy capnąć  inaczej, tylko zaraz wiadro z pomyjami i degradacja do poziomu dróżnika. Może z deka przesadzam, ale mniej więcej w pierwszym odczuciu tak poszło. I ta wazelina… Może bez masła? Blech… Co to, to nie. Fotografię traktuję jako sposób odstresowania, nauki innego spojrzenia na świat. Dla mnie nie oznacza to jakiegoś wyścigu szczurów, ale samodoskonalenie. Ot co. Po drugie krytykować też trzeba umieć. Łatwiej zrozumieć swój błąd, gdy ktoś na spokojnie wytłumaczy, a nie wyrzuci jak z kałasznikowa listę mankamentów i amen. Nie tędy droga. To nie ma być terror, czy pokazywania kto tu tak na serio jest „bożyszczem” i „mistrzem nad mistrzami”, ale sposób na rozwój samego siebie.
   Co do krytyki, czasami pokory mi brak, ale jeśli ktoś równo po mnie „jeździ”, czuje się urażona. Pomijam fakt, ze kultura nakazuje do kobiety (nawet tej małej) odrobinę szacunku. Nie wiem czy mam żyłkę do zdjęć, ale staram się jak umiem najlepiej. Czy mi się to udaje, zostawiam to pod opinię innych. A ten pan, który zaczął siać zamęt i jakieś niezrozumiałe dla mnie wywyższanie się, zasługuje na miano gbura miesiąca. Nikt nie jest doskonały! Każdy jest na drodze do samodoskonalenia się i w swoim czasie osiąga swój cel. Gderam? Pal licho, mam dość tej żółci, którą ten pan zaczął rozlewać. W rodzinie ludzie też się kłócą, ale nie bądźmy jak te ostatnie małpy. Powiem wprost, wszystko co czynimy, wróci prędzej czy później.
   A mówiąc wprost: AVE TM7! Kulturka moi drodzy, warto o tym pamiętać ;)

  • 2010-09-13 17:29

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz