Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

"Szlak cudów" vs "Warszawskie ciuchcie"

Ostatnio wpadły mi w grabie dwie, dosć interesujace ksiażki. Pierwsza z nich to "Szlak cudów". Pytanie, czemu zem się dobrała do fantastyki. Zaintrygowała mnie okładka. Potężne SUczysko ze składem osobowym, a nad tym anioł miotajacy pioruny. Cena byłą dość przystepna, z 30 zł na 6 PLN to chyba niezły interes. Podziemia dworca Warszawa Zachodnia pozdrawiają, stoisko z tanią literaturą tuż za schodami w stronę dworca PKS. Z początku zastanawiałam się, czy dla jednego opowiadania warto kupić. Ale raz się żyje. Zaczęłam kartkować książkę i tu chyba był mój błąd. Kilka zdań wyrwanych z kontekstu odrzuciły mnie. A moze to po prostu była wizja, której ni jak nie chcę przyjąć do siebie i nie mam ochoty, żeby stała sie rzeczywistoscią? Ale nic to. Po jakimś tygodniu znów wzięłam "Szlak..." w dłonie. I sie zaczęło. Że kolej ma właściwości terapeutyczne, również ta w w wersji Piko, wiadomo nie od dziś :D Niestety dalszy rozwój wypadków wcisnął mnie w ścianę. I na psa urok, nie chcę dozyć czasów, kiedy żelazne szlaki, wraz ze swoją wonią podkładów stracą sens istnienia. Brrrr... Obraz katastroficzny. Nie chcę się tu bawić w politykę, chociaż mam swoją teorię w temacie kondycji państwa i kolei. Na razie chcę się odciąć od tego i skupić sie na samej treści. Opowieść toczy się ni to w kraju ogarniętym wojną, ni to w głowie autystycznego dziecka. Świat jest poprzeplatany obrazami ze szpitala i zabawkową kolejka elektryczną, a rzeczywistoscią, która uczepiła się drugorzędnych, zapomnianych linii. Teoria spiskowa jakich mało. Obraz kolejarzy jest tak jakby... Zostały wyolbrzymione niektóre wady. Jesli ktoś pamięta jedno zdjęcie z MuzKolu o bardzo sympatycznym wydźwięku, to niech spróbuje sobie wyobrazic jego zupełną odwrotnosć. Chociaż honor nie został zupełnie odebrany temu bohaterowi zbiorowemu, którego przedstwiciele zorganizowali cały transport. Brnąc dalej w opowiadanie ma się wrazenie, że jest to armagedon... Tylko proszę nie snuć teorii politycznych!!! Bo jeśli w takim kontekście będzie sie czytać "Szlak..." to nici z jego drugiego dna.
   Drugą książką, którą pochłonęłam pod kołdrą w świetle z telefonu, to "Warszawskie ciuchcie". Na drugi dzień byłam nieprzytomna. Warto było. Do najgrubszych nie należy, jednak sama esencja jest piękna. Jest to historia opisana pzrez jednego z maszynistów WKD (i nie chodzi mi tu o właściwą kolejkę EKD!!!). Jeździł na swoim "samowarku" przez kilka ładnych lat. Główna część dotyczy wojny. Trzeba jednak odsunąć komunistyczną otoczkę, aby móc podziwiać rzeczyswisty stan. Można się uśmiać czytając o schowkach w tendrze, bimbrze tak dobrym, że najlepsi smakosze byli przekonani że to ten z banderolą, czy systemie wczesnego ostrzegania. Tylko nóż sie w kieszeni otwiera, gdy autor opisuje powolny proces likwidacji kolejek... A może jednak odrodzą się te wąskotorowe ciuchcie?
   A co do mojego potworzenia... W kąt nie poszło, ino nie ma czasu przepisywać.

  • 2010-12-27 14:20

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz