Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

"U nas lutszyje kantraliery!"

 Chyba każdy miał do czynienia z el kanarinios: wredne, zawsze chętne wlepić mandat gapowiczowi lub osobie nie rozumiejącej na czym polega fenomen spółek i spółeczek w alomeracji warszawskiej, zawzięte i dla wprawnego nosa do wyczucia na kilometr. Ale skąd to stwierdzenie, że u kogoś są lepsze kanary? Otóż historia banalna. Wracałam z mamą ze stolicy. Poszłyśmy na Śródziemie i zaczęłyśmy szukać czegoś, co nazywa sie rozkładem jazdy. Nawinęła się eSKaeMowa rozpiska. Zaczęłam ją lustrować. Tuż obok mnie stały dwie panie, prawdopodobnie matka z córką. I idzie pytanie (czystą rosyjszczyzną) jak tu dostać się do Ursusa. Zbaraniałam, ale zaczęłam tłumaczyć, co gdzie i jak. Przyłączyła się moja mama. Pokierowałyśmy na który pociąg mogą wsiadać. Wynikł pewien problem, pt. bilety. I gdzie tu można je skasować. Kierownik, itd. Pół żartem, pół serio wspomniałyśmy, że kanarki latają u nas w weekendy, święta i inne dni ustawowo wolne od pracy. Panie zrobiły wielkie oczy i w śmiech, że u nich to w dni powszednie kontrolują, a w świeta nie uświadczy się ich nigdzie. Doszłyśmy do wniosku, że u nich to można po ludzku poświętować i nie przejmować się mega sztrafem ;) 
   A tak trochę z innej beczki, warto uczyć się jezyków, żeby kogoś nie posłać na Berdyczów :D


  • 2010-10-25 12:07

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz