Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

Opowieść tkana wieczorami cz. I

Wstęp.
Wchodząc w świat kolei mimowolnie akceptujemy jej postrzeganie świata. Z poziomu dwóch stalowych szyn, które pędzą ku horyzontowi, a nawet i za jego granicą zdają się nie mieć końca. Skoro udało się jej złapać nas w swoje sidła, musieliśmy ją pokochać. Każdy na swój sposób, acz charakterystyczny w jednym punkcie: Demon Ruchu wchodzi w strukturę ludzkiego bytu... Czy dacie się zatem porwać w wir? Czegoś z pogranicza metafizyki i nieznośnego bytu?

I.
Kap... Kap... Kap... Strużka deszczu spływa po przemoczonych włosach, delikatnie łamie się jej szlak na kościach policzkowych, by wreszcie mogła zginąć za kołnierzem. Nie widać nic, na takim odludziu latarń nie ma co się spodziewać. Noc. Jej nie da się zbadać rozumem, jej znakiem szczególnym jest wzmożona gadanina uczuć. 
Chrzęst. Ostry i toporny. Znany jak poranna pajda chleba z masłem... Z każdym krokiem staje się co raz bardziej natarczywy. Wtóruje mu głuchy odgłos drewna. Czasami cichną, w tej pauzie słychać jedynie oddech i kolejne krople spadające na kołnierz. 
Szum. Tak cichy, że aż niezauważalny. Świadczy tylko o jednym - gdzieś czai się materia nieożywiona, w którą duszę tchnęła ludzka ręka. Metaliczny klang. Już czas, by buty oczyściła trawa. I znowu chrzęst.
W ciemności wybija się światło. 
Syreny potężne jak okrzyk gromu.
Jeden długi sus.
Trzask zamykanych drzwi. 
Znajome twarze i pochylona nad księgami sylwetka. Sami swoi. 
Depo.

Pr, 10 października A.D. 2016 

  • 2016-10-10 23:33

2 komentarze: