Archiwum bloga

sobota, 31 marca 2018

Jak z kibella nie wyrwać charakterku i tupetu?

 Znów mnie napadło, znów wymodziłam mała historię. Tym razem poszło o ten niezwykły tandemik :DD AKM i kibello na trupa.


- Jak psa ciągną! Albo lepiej, prosię pod obuch! Dlaczego… Nawet nie pozwolili zapalić końcówek w moich wiaderkach. Nawet tego zabronili… Zabrali światło moich oczu. Teraz jak grata ciągną. I na co mi przyszło po tylu latach służby? No powiedzcie? Wyjaśnijcie mi to do ciężkiej pierońskiej! Starcem nie jestem, mogliby umyć, tam podłubać przy silnikach i szafa gra. Ale nie, trza się unowocześniać i bezczelnie mówiąc, zatrzymać bicie serca, wypruć przeszłość, potraktować palnikiem najpiękniejsze wspomnienia. I na co mi przyszło? Tyle lat wiernej służby, znoszenia wszelkich typów malowań, graficiarzy, awarii…
- Ty! Czego tam ględzisz z tyłu? Osz wymyślili bojowe zadanie, no nie miała baba kłopotu, kupiła sobie prosię.
- Coś ty powiedziała? Ja i prosię?! Wypraszam sobie!
- No przecież i tak jedziesz do rzeźni, to co za różnica.
- Chciałabym zachować odrobinę godności, odrobinę należnego mi szacunku.
- Jeszcze nawet nie ruszyłyśmy z Zachodniej, a ty gderasz! Na co ci to!
- Ja nie chceeeeeee… J-jak-k… chlip… tak możnaaaa….
- I czego wyje?
- Ja nie chcę na śmierć.
- Nikt nie chce…

***
   „Urodziłam się w 1985 roku we wrocławskim Pafawagu, jako jedna z wielu podobnych mi koleżanek i sióstr. Na swoją pracę narzekać nie miałam prawa. Zawsze jeździłam po mazowieckich szlakach, niezależnie od miłościwie panującej nam dyrekcji. Nadano mi numer EN57-1633. Niczym się nie wyróżniałam, ot taka sobie spokojna istota, która działała bez zarzutu. No dobrze, bywały ciężkie chwile. Przykładowo moje zerwane kiszeczki (jakby całe powietrze zeszło z człowieka i nie był w stanie się ruszyć, pomimo że serce pracuje). Jechałam sobie w pojedynkę na odpoczynek do Tłuszcza. Jakoś było to w lato, jeszcze za PRów. Godzinę wcześniej skończyła się nawałnica. Co to nie leżało w międzytorzu… Mechanik aż za głowę się łapał, komuś całą pościel zmiotło. Pomijając takie drobnice, pod kołami przewijały się mniej przyjemne rzeczy. Ja nie wiem jakim to sposobem ten metalowy drąg znalazł się akurat na linii rażenia. Odbiłam go zgarniaczem, ale uparciuch wrócił w prześwit i powietrze w moich przewodach diabli wzięli. Na stonkę mnie ściągali. Ale mieli ubaw, no niech ich…
   Albo to KMowe malowanie. Myślałam, że mnie coś strzeli na widok tego czegoś. Ja mam w takich kolorach funkcjonować?! Oj nagrabili sobie. Dopiero po czasie przekonałam się do tej malatury. Stary numer z odłażącą farbą nie pomógł, warsztatowcy dodawali mi kolorków. Odpuściłam dopiero wtedy, gdy zobaczyłam ten denaturat. Nie ten ze spożywczaka, co się go przez bibułe filtruje, nie o tym myślę. To było pierwsze skojarzenie na widok przemalowanej siódemki. Kierownik wyraził się bardzo niecenzuralnie, przy okazji plując na moją przednią szybę (akurat dożywiał się kanapką). Wtedy stwierdziłam, że już lepiej jeździć jako Optymistka (tak mawiał na mnie jeden z tłuszczańskich kolejarzy), niż w wersji jakiegoś posępnego dziwadła. Utwierdziła mnie w tym jedna z cargowskich EP07, dzierżawionych przez KM. Ona śmiała się do całego świata….”

***

- A kiedy ty powstałaś?
- Ja? E, nie tak dawno. Wyjechałam z hal Nowego Sącza w sierpniu 2009 roku.
- Wiesz, znałam kiedyś taka jedną. Sochaczewianka, też EN57-1572, na rok ode mnie starsza.
- Gadasz.
- Pamiętam jak dziś!
- Pamięć Ci szwankuje. Niemożliwe!
- Idę o zakład, że prędzej się zakleszczysz…
- Szaj! Wiesz jak tego nienawidzę?!
- Tamta tez była awaryjna…
- A idź ty w buraki cukrowe!

***

   „Dziwicie się tej rozmowie? No cóż, jej zabrano, co miała najcenniejsze: duszę i serce, które jej zamieniono na coś bliżej nieokreślonego. Straciła swój charakterek. Oj złośnica była z niej, dogadywała każdemu po kolei. No cóż… Taki już los.
    Przyznam się, że cała ta podróż była dla mnie upokarzająca. A najgorsza była noc gdy do moich uszu doszła rozmowa chłopaków z Ochoty Postojowej. Kilka słów spod znaku rzezi nie brzmiały optymistycznie. Jeszcze z rana dobiła mnie rozmowa drużyny pociągowej. Radość młodszego z nich była odwrotnością mojego smutku. Ale starszy, zrugał go. Potem pogładził mnie po nastawniku i rzucił coś o wyroku śmierci i pomniku zakleszczonego AKMa, który powinien stanąć na wielu przystankach i stacjach. Ten fragment moich wspomnień jest jak zza mgły. Nie, to nie przez czyszczenie mózgownicy i jej przekuwania. Rozpacz nasunęła swój gęsty welon, żebym się tak tym nie przejmowała. Byłam przekonana, że pójdę najzwyczajniej na żyletki.
   Światełkiem życia była pewna scena, która wydarzyła się podczas podróży. Zdjęcia. W sumie trzy osoby, niezależnie od siebie uwieczniły mnie w mojej starej skórze.”

***

- Hej, nie spuszczaj nosa na kwintę! Foci! Miłośni…czka?!
- Patrz, słońce!
- No to dajemy! Postawa na baczność.
- Tylko ja taka brudna, kopciuch…
- Przestań gderać, pamiątka będzie po tobie. O! A teraz mechanik zapodał mocy. Prujemy na całej mocy, w nosie mam ten nieszczęsny przejazd.
- Taaa… A mi animuszu już brak.
- Wytrzymaj. No nie, patrz!
- Co ta znowu!?
- Dwóch chłopa stoi w osiemnastym kilometrze. Nieźle, jeden duży, drugi mały…
- … No normalnie dwa Michały!
- Ciesz się chwilą. Oj ciesz…
- Pozwól mi zapomnieć o wyroku, dobrze? Chcę się nacieszyć ostatnim powiewem wiatru, zapachem podkładów i słońcem.
- Ok…

***

   „Ano właśnie… Chęć życia, tęsknota za uciekającym życiem nie zabrały mi tego co najcenniejsze. Gdy dojechałyśmy na miejsce, moja przewodniczka udała się na mały przegląd, mnie wtoczyli na halę. Opierałam się jak mogłam, nie odpuszczałam hamulców, kombinowałam na wszelkie znane mi sposoby. Oni byli silniejsi. W ruch poszły młotki, młoty, piły, itd., itp… Wolę tego nie wspominać. Demontaż był straszny. Chociaż musze nadmienić, ze to całkiem zabawne leżeć rozparcelowaną na części pierwsze po różnych kątach hali. Pamiętam moment, gdy nagle wszystko zaczęło wypływać mi z pamięci. Zaczęłam się temu opierać, zapanowała we mnie złość. O nie, nie pozwolę, veto! Po drugie… Może i nie byłam jakaś nadzwyczajna, cudowna, czy ulubiona. W swej szarości widziałam piękno. Każdy mi mówił, że pamięci to mi tylko pozazdrościć. Fakt, jak mi jeden taki śpioch jechał, co nie wiedział gdzie zacząć zwalniać, zawsze dawałam jakiś sygnał z serii zwariowanego czuwaka.
   Chcecie zapytać, jak to było? Bezczelnie? No to macie. Odcięli mi moją przecudną mordeczkę z wyrazistymi oczyma, silniki tak poprzeplatali, że zgubiłam się w rachubie, po moim wnętrzu hulał wiatr z racji bezprzedziałowości. W kabinie to ledwo co widać szlak. Dalej mam gderać? Tak, po przemianie pozostała cała moja złośliwość i jadu się sporo nazbierało na tych konstruktorów. Na psa urok! Wisi mi koło sprzęgu, co kto sądzi o mojej nowoczesności. Wiem ze już nie przywrócą mi mojej dawnej twarzy, no ale… Może i są plusy pod tytułem lżejszy rozruch, ale wyję przy tym jak czarownica na torturach. Możecie się śmiać, ale jest taki jeden na WWO, co to uwielbia kopać zmodernizowany tabor. Ja nie żartuję! Czasami do niego przychodzi taki drugi, który mu wtóruje w tym. Za to MD Huta Warszawa chętnie bym im to i owo wywiała z głowy. Dobrze, ze są jeszcze ludzie, którzy lubią kolej nawet w tej ruinie.
   A co do mojej przyszłości? Charakteru się nie pozbyłam. Dam im jeszcze w kość!”

Pruszków
10.02.2011

Po małej wycieczce na WKD…

  • 2011-02-10 19:35

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz